Delibrium  ❦ 
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.

środa, 10 kwietnia 2013

Sztuka odmowy

Sza­le­nie za­in­spi­ro­wa­ło mnie wy­stę­pie­nie Ja­so­na San­ta Ma­rii w ra­mach no­wo­jor­skiej edy­cji Cre­ati­ve Mor­nings (k­toś wie, kie­dy ru­szy war­szaw­ska? albo kie­dy po­ja­wi się kra­kow­ska?). Ja­son mówił o tym, jak w trak­cie swo­jej ka­rie­ry jako wol­ny strze­lec uczył się mó­wić „nie”. Opo­wia­dał o tym, jak wpa­ko­wał się w pro­jekt, któ­ry – choć nie był zbyt eks­cy­tu­ją­cy – miał po­móc mu sta­nąć na nogi i za­ro­bić tro­chę pie­nię­dzy na po­czą­tek. Osta­tecz­nie Ja­son stra­cił wię­cej ner­wów, niż za­ro­bił pie­nię­dzy. Więc nie by­ło war­to.

Kil­ka wy­mie­nio­nych w wy­stą­pie­niu wy­znacz­ni­ków, któ­ry­mi war­to się kie­ro­wać przy an­ga­żo­wa­niu się w pro­jek­ty, to m.in: czy klient nie jest kom­plet­nym dzi­wa­kiem (czy nie pi­sze zbyt dłu­gich lub zbyt krót­kich ma­ili? ja­kie robi pierw­sze wra­że­nie?) oraz czy na­praw­dę po­trze­bu­je się pie­nię­dzy (czy mam dach nad gło­wą? je­dze­nie w lo­dów­ce?). Ja­son mó­wi o świa­do­mym kształ­to­wa­niu ścież­ki za­wo­do­wej, spe­cja­li­za­cji, o znaj­do­wa­niu cza­su na wła­sne pro­jek­ty. Wszyst­ko to brzmi nie­sa­mo­wi­cie in­spi­ru­ją­co, czło­wiek ma ocho­tę od­rzu­cić po­ło­wę zle­ceń, za­jąć się rę­ko­dzie­łem i żyć w har­mo­nii.

My­ślę jed­nak, że taka po­sta­wa wy­ma­ga ogrom­nej od­wa­gi. Teo­re­tycz­nie mo­gę so­bie po­zwo­lić na od­rzu­ce­nie do­wol­nej licz­by pro­po­zy­cji, bo to nie jest moje głów­ne źró­dło utrzy­ma­nia. Jed­no­cze­śnie mam po­czu­cie, że rezygnując z jakiejś współpracy, tra­cę fan­ta­stycz­ną oka­zję, że­by się cze­goś na­uczyć, bo w tej chwi­li pra­ca nad danym zle­ce­niem jest dla mnie przede wszyst­kim na­uką, spraw­dzia­nem i zdo­by­wa­niem do­świad­cze­nia. Poza tym je­śli raz po­wiem nie, to już wię­cej mnie nie za­pro­szą do współ­pra­cy, praw­da? A jed­no­cze­śnie po­tra­fię znie­na­wi­dzić pro­jekt, któ­ry miał być wspa­nia­łą przy­go­dą, je­śli tyl­ko cią­gnie się zbyt dłu­go. Mam wra­że­nie, że je­stem krót­ko­dy­stan­sow­cem, ma­ra­ton nie dla mnie, za szyb­ko tra­cę ser­ce do pro­jek­tu. Na­wet je­śli współ­pra­cu­ję z wspa­nia­ły­mi ludź­mi i je­stem cią­gle mo­ty­wo­wa­na, to trud­no mi sku­pić się nad czymś, cze­go ko­niec jest zbyt od­le­gły (tj. wy­kra­cza poza trzy mie­sią­ce). Mo­że to po­wi­nien być mój wy­znacz­nik, kie­dy na­le­ży po­wie­dzieć „nie”?

Slajd z wystąpienia. Jason dał mi (nam) prawo mówić „nie”.

1 komentarz :

  1. Faktycznie bardzo inspirujące wystąpienie.

    Ja właśnie dojrzewam do mówienia NIE. Zauważyłam, że przyjmowanie każdego zlecenia zabija we mnie kreatywność, tracę chęci do pracy. Dopiero uczę się wymawiać to magiczne słowo, ale to naprawdę działa, przynosi ulgę.

    Strach przed NIE jest bardzo silny, ale z drugiej strony strach — przed byciem kimś kim nie chce być, przed robieniem rzeczy, których nie chcę robić — jest u mnie silniejszy.
    Paradoksalnie strach dodaje mi odwagi.

    Bardzo wdzięcznym rozwiązaniem w przypadku odmowy
    klientowi, jest polecenie jakiegoś znajomego, który być może podjąłby się realizacji danego zlecenia. Klient nie odchodzi z niczym, a i nasz znajomy ma możliwość wykazania się w danym temacie. Jeśli oczywiście sam nie powie... NIE!
    ;)

    m.

    PS. Arcyciekawy blog! Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń