Książkę Bringhursta kupiłam jeszcze na pierwszym roku, zaraz po tym, jak się ukazała. Byłam wtedy jeszcze przed zajęciami z poligrafii i redakcji technicznej i „Elementarz stylu w typografii” okazał się jednak lekturą zbyt ciężką. Kolejne podejście zrobiłam po drugim roku, kiedy pisałam pracę o projektach Leona Urbańskiego. Z braku czasu jednak musiałam ograniczyć się wtedy do kilku wybranych rozdziałów. Teraz czas na podejście trzecie (bo chyba powinnam przeczytać biblię typografa zanim zostanę skończonym edytorem, prawda?).
Powszechnie wiadomo, że Bringhurst to nie tylko typograf, ale i (a czasem mam wrażenie, że przede wszystkim) poeta. Mnóstwo jest świetnych kawałków, które warte są wynotowanie. Zatem: dla siebie, dla potomności i aby nie zaginęło w narracji całej książki, subiektywny wybór najlepszych fragmentów.
Zasady typografii (...) [są] zwyczajami plemiennymi panującymi w magicznym lesie, w którym zewsząd słychać prastare głosy, a jednocześnie to, co nowe toruje sobie drogę, przybierając oryginalne formy. (s. 9)
W źle zaprojektowanej książce litery słaniają się niczym wygłodniałe konie w polu. (s. 19)
Samotne wiersze, powstałe gdy akapity zaczynają się w ostatnim wierszu na samym dole kolumny, nazywamy szewcami. Choć rezydują w suterenie, mają przed sobą perspektywę wyższych pięter, więc typograf nie musi się o nie martwić. Końcowe niepełne wiersze akapitu, pozostawione jako pierwsze wiersze kolejnej kolumny, nazywamy bękartami. One z kolei są owocami bujnej przeszłości, ale nie mają szczególnych perspektyw i wyglądają na porzucone i osamotnione. (s. 49)
Co ciekawe, polskim redaktorom książki udzielił się dowcip Bringhursta, bo przypis (Robert Oleś? Adam Twardoch?) głosi:
...dobór 'profesji rodziców' każdego z nich wskazuje, że zecerzy z większą tolerancją podchodzili do samotnych wierszy u dołu kolumny niż do wierszy zawieszonych u góry.
Bringhurst wielokrotnie zdradza się też z niechęcią do pewnego szwajcarskiego kroju:
... inne kroje bezszeryfowe, jak Helvetica, gdzie tylko pobożne życzenia spajają litery ze sobą. (s. 35)
Obecnie używane są dywizy krótkie, tępo zakończone, grube i idealnie poziome, niczym uchodźcy z fontu Helvetica. (s. 87)
Moim absolutnym faworytem jest rozdział 3.4, czyli „Związki plemienne i rodowe”, poświęcony zależnościom pomiędzy odmianami krojów. Ale ty tylko fragmencik:
W przypadku antykwy związek majuskuły i minuskuły – w którym wielkie litery pełnią funkcję nadrzędną, ale to małe litery mają faktyczną władzę - utrzymuje swą mocną pozycję już dwanaście stuleci. Ta monarchia konstytucyjna alfabetu jest jedną z najtrwalszych europejskich instytucji w dziedzinie kultury. (s. 60)
Daruję sobie legendarne: białą wysypkę, świńską szczecinę i typografa kradnącego owce. Ciąg dalszy (zapewne) nastąpi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz