Delibrium  ❦ 
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.

wtorek, 14 lipca 2015

Przeładowanie informacjami, czyli o bibliotece elektronicznej

Pamiętam, że na studiach układałam książki obok łóżka w piękne, wielkie wieże (miałyśmy mało półek i dużo podłogi). Kiedyś próbowałam wyciagnąć coś z dolnej części stosu bez rozmontowywania całej konstrukcji. Wszystko się posypało, a Kafka uderzył mnie w głowę. To jedna z tych sytuacji, które pokazują nam, że mamy więcej książek niż jesteśmy w stanie ogarnąć. Teraz staram się na bieżąco kontrolować liczbę tomów w mieszkaniu, oddając te, do których nie będe już wracać, a które nie mają żadnej sentymentalnej wartości. Zasada jest prosta: patrzę na książkę i zadaję sobie pytanie, czy gdybym jej nie miała, to chciałabym ją kupić. Jeśli odpowiedź jest przecząca, szukam książce nowego domu. Znacznie trudniej zapanować nad e-bookami.

Łatwość gromadzenia książek elektronicznych jest zatrważająca. Kiedy rozglądamy się po mieszkaniu, nie widzimy zalegających woluminów. Żeby nabyć nowe, nie musimy nawet wstawać z krzesła. Mój kolega z pracy obliczył kiedyś, ile czasu zajęłoby mu przeczytanie całego swojego cyfrowego księgozbioru. Przed śmiercią raczej nie zdąży. To nie powstrzymuje go od kupowania kolejnych tytułów.

Mieć to prawie jak przeczytać
Nie trzeba być specjalistą od prognozowania trendów w technologii, by przewidzieć, że z czasem czytniki będą umożliwiały przechowywanie coraz to większej liczby książek. To pozwoli nam żyć w przeświadczeniu, że tak wiele mamy w zasięgu ręki. Jednak dostępność książek nie zawsze przekłada się na wzrost czytelnictwa. Być może działa tu złudne wrażenie, że jeśli wiemy o istnieniu jakiejś książki, to prawie jakbyśmy już znali jej treść. A jeśli do tego już ją kupiliśmy, to właściwie możemy się wypowiadać o niej z miną rasowego krytyka. W rzeczywistości jednak przypomina to bardziej wkładanie pod poduszkę Programów i dyskusji literackie okresu Młodej Polski Podrazy-Kwiatkowskiej na dzień przed egzaminem z historii literatury, jeśli wcześniej się tej książki nawet nie otwarło.

Czy jeśli prześpię się na moim czytniku, to zadziała to tak, jakbym przeczytała wszystko, co na nim zgromadziłam?

Mieć nie znaczy kupić
Nie wiem, skąd się bierze nawyk brania wszystkiego, co dają za darmo. Może to pozostałość czasów studenckich, może to zwykła łapczywość. Rzadko trafia się, że rozdawane są książki papierowe. Natomiast jest sporo źródeł, które oferują nam darmowe e-booki. A i ukraść łatwiej. I tak po kilku minutach spędzonych na Wolnych Lekturach albo Project Gutenberg mogę mieć ściągniętych więcej książek, niż jestem w stanie przeczytać w ciągu roku.

Mieć już na zawsze
Kryje się tu jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Forma kodeksu udoskonalana była przez setki lat i już się raczej nie zmieni. Znaczy to, że jeśli moje książki papierowe są ładne (a są, bo tylko takie kupuję), to w pewnym sensie mają już swoją doskonałą formę. Za 50 lat będą równie dobre jak teraz. Natomiast książka elektroniczna jako forma ciągle się rozwija. Może się okazać, że za kilknaście lat pliki MOBI z 2015 roku będą równie atrakcyjne, co dzisiaj odtwarzanie z pomocą CD-playera muzyki zapisanej w formacie MIDI.

To wszystko sprawia, że Kindle wiąże się dla mnie z poczuciem tymczasowości. Kiedy byłam na studiach i musiałam szybko przeczytać tekst na ćwiczenia, nie przeszkadzało mi, że mam tylko kserokopie wydruków zdjęć (sic!). Czytałam i wyrzucałam. Dziś, kiedy chcę coś szybko przeczytać, wybieram plik elektroniczny i zaraz po przeczytaniu kasuję (a przynajmniej staram się tak robić). Papier i wieczne miejsce na półce rezerwuję dla podręczników i książek o wybitnej warstwie wizualnej.

10 komentarzy :

  1. Czytniki już teraz mają w zasadzie nieograniczoną pojemność. Spojrzałem na swojego Kindle'a i nawet nie ruszyłem limitu pojemności, choć jest na nim sporo rzeczy.

    Co do doskonałości formy i przyszłości - wydaje mi się, że wiele się nie zmieni. Faktyczne zmiany mogą mieć związek raczej z przemianami gatunków dystrybuowanych cyfrowo, patrz bardzo niedoskonałe podejście do tematu przez Allegro ze "Starością Aksolotla". Ale de facto wciąż będzie to opatrzony znacznikami czysty tekst, daleki wnuczek HTML.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, ale języki programowania ciągle mocno się zmieniają. Przeglądarki są wstanie zinterpretować znacznie więcej kodu niż kiedyś. Oboje pamiętamy czasy, kiedy CSS niewiele był w stanie powiedzieć o wyglądzie strony, dziś to potężne narzędzie, które mocno się rozwija i to zwłaszcza w dziedzinie typografii. Gdybym miała wróżyć z fusów, to właśnie tu upatrywałabym przyszłości książki elektronicznej.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy nie zablokuje tego wszystkiego e-ink, który ma odświeżanie w zasadzie uniemożliwiające szaleństwa.

      Ale gdyby wreszcie nastąpił jakiś przełom w akumulatorach, mogłoby być naprawdę ciekawie. Ale mnie bardziej interesuje szukanie nowych sposobów opowiadania wykraczających poza chwyty czysto wizualne: nowa postać interaktywnej powieści, jakiś interesujący renesans przepoczwarzonej poezji, coś NOWEGO.

      Usuń
    3. Czemu e-ink miałby coś zablokować? Jedyny problem to animacje, których nawet w standardowych stronach www nie ma za wiele (jeśli pominąć reklamy itd). Poza tym tak jak kiedyś słusznie usłyszałem, na którejś z konferencji - wydaje mi się, że czytniki to jest łatanie jakiejś niewielkiej przepaści pokoleniowej, która szybko zniknie. Teraz będę szacował, ale większość ludzi <30 rż i tak czyta na tabletach (wbrew temu, że niby bardziej oczy się męczą, że niewygodnie itd - kwestia dobrej typo moim zdaniem).
      Wydaje mi się też, że na siłę próbuje się szukać 'nowych sposobów opowiadania', kiedy one już od dawna są. Pomijam filmy/seriale/animacje, ale przede wszystkim są gry. Co jest bardziej interaktywną opowieścią?

      Usuń
    4. Czuję się koszmarnie stara, kiedy piszesz o łataniu dziury pokoleniowej. Dla mnie czytnik ma te ogromną przewagę, że służy do czytania i tylko do tego. Dzięki takim funkcjom jak Readability udaje mi się przeczytać dłuższe artykuły z sieci, których na komputerze czy tablecie nigdy bym nie skończyła, bo wszystkie inne funkcje by mnie rozpraszały (powiadomienia! Internet!). Myślisz, że takie podejście jest charakterystyczne tylko dla ludzi w pewnym wieku, a młodsi doskonale radzą sobie z dystrakcjami (albo: nie zależy im na lekturze bez zakłóceń)?

      Usuń
    5. Mam na myśli tą 'różnicę pokoleniową' trochę metaforycznie. Nie chodzi mi tylko o wiek, ale też o przyzwyczajenia, wychowanie, szeroko pojęty mindset itd. Też kiedyś dłuższe artykuły zostawiałem sobie 'na póżniej' - teraz jest mi wszystko jedno dopóki jest odpowiednio czytelny (świetnym przykładem dla mnie jest medium.com, na którym czyta mi się chyba najwygodniej). Wydaje mi się, że nasze pokolenie jest trochę przejściowe pod tym względem, w części z nas jest duża potrzeba tego tradycjonalizmu i izolacji od dystrakcji, w innych trochę mniej (teraz odpisuję tutaj, oglądam serial i rozmawiam na fb). IMO: jedno i drugie ma swoje wady i zalety.

      Usuń
  2. Może będą jak płyty CD, ale ważniejszy chyba jest fakt digitalizacji tej całej wiedzy. Tak jak kiedyś trzeba było przenieść płyty winylowe na wersje cyfrowe tak teraz się robi z książkami co otwiera niesamowite możliwości, bo w momencie kiedy to już trafi w szeroko pojęte chmury to ulepszanie tego jest miliony razy prostsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, nie mam problemu z digitalizacją i z tym, że cała ta wiedza gdzieś sobie pływa. Niepokoi mnie natomiast moment, w którym zaczynamy mieć zapędy do jej bezsensownego gromadzenia. Zamiast uwierzyć, że powieści Dickensa zawsze będą dostępne w odpowiedniej formie, gromadzimy na zapas Kindlu mobi, które są mocno niedoskonałym formatem, w takich ilościach, że starczą nam na najbliższe 10 lat.

      Usuń
    2. Tylko czy to an pewno jest jakiś poważny problem? :) No będziesz miała na kindlu 5k książek w starym formacie. Potem kupisz nowy czytnik (może) i będziesz miała nowe w innym formacie. Jedni kolekcjonują porcelanowe słoniki, inni pliki na dysku. Przestrzeń to nie problem. Jesteśmy coraz lepsi w przekopywaniu się przez wielkie ilości danych (nie na darmo jednym z największych trendów teraz w IT jest 'big data').

      Usuń
    3. Globalnie – nie. Ale dla mnie tak. Nie lubię śmieci. Pliki nazywam i segreguję jak wzorowy pracownik korporacji. Lubię wiedzieć, gdzie co jest. Jeśli jestem w stanie ogarnąć umysłem wszystkie dane, to łatwiej jest mi podejmować decyzje. Tracę mniej czasu i w ogóle.

      Usuń