Najlepiej czyta się oczywiście w domu. Można siedzieć w pidżamie, ma się nieograniczony dostęp do napojów, można się zawinąć w koc i przybrać dowolną pozycję. Ale czasem coś nas wygania: remont sąsiedniego mieszkania, kusząca pogoda albo zwyczajna potrzeba zmiany otoczenia. Wtedy zabiera się książkę na spacer. Jeśli książka jest opasła, to zabieram ją na spacer na balkon (bo blisko) albo na planty Retoryka (tylko trochę dalej). Jeśli jest rozmiarów przeciętnych bądź niewielkich, wychodzę z nią na miasto.
Jestem wielką fanką akcji Strefa Wolnego Czytania organizowanej parę lat temu przez Fundację Znaczy się. Mam w domu kartonik z ich logo (bo i u mnie można czytać), sama czytuję w wielu miejscach wymienionych na ich liście. Nie czytam jednak w tramwajach i autobusach (bo prawie nimi nie jeżdżę, a na rowerze czytać trudno). Nie czytam też od pewnego czasu w Cafe Philo. Wiąże się to z pewną anegdotą. Usiadłam kiedyś w rzeczonej kawiarni z książką (jakieś wiekopomne dzieło na egzamin z literatury antycznej), kelnerka uprzejmie zapytała, czy coś mi podać, czy tylko posiedzę i poczytam (wielki plus). Chwilę jednak później do mijego stolika przysiedli się (z braku wolnych miejsc gdzie indziej) dwaj panowie, którzy uznali, że jeśli człowiek czyta, to znaczy, że się nudzi i trzeba go zabawiać. Pozostało mi tylko pójść sobie.
Nie czytam też raczej w biliotekach i czytelniach. Choć bardzo dobrze pisało mi się prace roczne i robiło notatki z lektur polonistycznych w Bibliotece Jagiellońskiej, na której większość moich znajomych wieszała psy, to nie wydaje mi się to miejsce odpowiednie do czytania dla przyjemności.
Gdzie więc czytam?
1. W Massolicie na Felicjanek. Jest blisko, jest cicho. Można czytać w kawiarni, jeśli przyniesie się coś swojego, albo ściągnąć coś z półki w części księgarnianej. Zimą jest zimno, warto zabrać dodatkowy sweter. I mają zupę.
2. W księgarni Lokator na Mostowej. Można się wyciągnąć na kanapie albo zapaść w kinowy fotel. Znów cisza i spokój są sporym atutem. No i wiele książek pod ręką, gdyby lektura nam się za szybko skończyła. Mają Fritz Kolę.
3. W Nowej Prowincji na Brackiej. Nie jest cicho i nie jest pusto, a jakimś cudem gwar nie przeszkadza. Czytanie w NP zostało mi chyba z czasów studiów polonistycznych, bo zwykłam się tam wówczas zaszywać pomiędzy zajęciami. Mają humus.
Oczywiście nigdy nie wyprowadzam na spacer cudzych książek. Raz zabrałam w skałki pożyczoną książkę i oczywiście złapała mnie burza, która książkę ciężko doświadczyła. A Wy? Czy wypuszczacie swoje książki z domu?
Delibrium ❦
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.
Od kiedy muszę dojeżdżać w różne miejsca, sporo czytam w autobusie i ogólnie na mieście w przerwach między różnymi zajęciami, kiedy nie opłaca się wracać do domu. Na ogół jednak wolę czytać w domowym zaciszu (które jednak ma tę wadę, że jest wyposażone w internet, więc czasem odciąga od czytania).
OdpowiedzUsuńCzytam w Bonie na Kanoniczej. Czasem czytam na Plantach czekając na komunikację miejską. Oczywiście, że czytam w autobusach i tramwajach (jakieś dwie godziny mojego życia to dojazdy). Czytam na balkonie. Czytam w schronisku na Maciejowej. Czytam w parku, ostatnio parku Chopina w Gliwicach i w ich Palmiarni - szczególnie zimą. A poza tym czytam na kanapie i w łóżku (mam dobrą lampkę do czytania)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim w pociągach. Oprócz tego: w każdym in-between.
OdpowiedzUsuńCzytam idąc do pracy i wracając z niej. Kiedy idę do pracy, wcale nie wpadam na słupy i ludzi idących w przeciwnym kierunku. Zawsze idę tak samo, słupy stoją w tych samych miejscach, a ludzie idący w przeciwnym kierunku mają tak samo stałe trasy, jak ja. Kiedy wracam z pracy bywa trudniej: często jest już ciemno, więc uprawiam gimnastykę z książką, łapiąc światło z mijanych latarni; czasem, jak dziś, czytam sobie na głos, ale pod nosem, bo tak, nawet jeśli braknie na chwilę światła, trudniej zgubić bieg zdania. W kawiarniach czytać nie lubię. To znaczy, zależy w których. Nie czytam w Nowej Prowincji, bo lubię rozmawiać, więc chodzę tam raczej pisać magisterkę, bo przy tym nie trzeba ciszy i spokoju (to zresztą brama obok podobno). Na studiach chodziłam poczytać na Gołębią Czy, ale jakoś mi przeszło. Chodziłam też czytać w słońcu w Parku Jordana na kocyk (też w czasach wiekopomnych dzieł literatury antycznej!). Ale ja w ogóle chyba czytam raczej mało. Choć teraz ta notka mnie wyrwała z lektury w mym własnym wygodnym łóżeczku.
OdpowiedzUsuń