Delibrium  ❦ 
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.

środa, 18 lipca 2012

Dodo i Cudowne dzieci

Naj­pierw zo­ba­czy­łam ich książki na wy­sta­wie Over­de­si­gned w ga­le­rii Zna­czy się. Po­tem ko­lo­ro­we okład­ki i nie­zwy­kłe grzbie­ty uwo­dzi­ły mnie w księ­gar­ni. W koń­cu do­sta­łam na uro­dzi­ny „Cu­dow­ne dzie­ci” Ja­cob­se­na. A te­raz je­stem o krok od klik­nię­cia w przy­cisk „do­daj do ko­szy­ka” na stro­nie Dodo Edi­tor, że­by za­mó­wić ko­lej­ne ich książ­ki. Bo Ja­cob­sen był nie tyl­ko ślicz­ny, ale i na­praw­dę do­bry.



Ak­cja „Cu­dow­nych dzie­ci” roz­gry­wa się w Oslo (a wła­ści­wie w jed­nym z jego miast sa­te­lic­kich – bo tak się tłu­ma­czy dra­bant­by, jak się dzię­ki tej książ­ce do­wie­dzia­łam) a wszyst­kie książ­ki, któ­re się tam dzie­ją ma­ją u mnie już plu­sa na wstę­pie. To jest dziw­na opo­wieść o dziw­nych lu­dziach. Albo ina­czej – o kształ­to­wa­niu się nor­my, o tym, co po­strze­ga­my jako nor­mal­ne. Punkt wi­dze­nia dziec­ka po­zwa­la na bar­dzo bez­po­śred­nie, po­zba­wio­ne uprze­dzeń po­dej­ście do te­ma­tu. Jest to też książ­ka o do­ra­sta­niu i o do­świad­cze­niach, któ­re czło­wie­ka w tym okre­sie kształ­tu­ją. Słod­ko gorz­ka, do­brze wy­wa­żo­na, nie po­pa­da­ją­ca za­nad­to ani w po­etyc­kość opi­su, ani w su­chość po­li­cyj­ne­go ra­por­tu.

Pro­jekt jest bar­dzo od­waż­ny – ty­po­gra­ficz­na okład­ka to nie tyl­ko za­jaw­ka tego, co w środ­ku. To po­czą­tek pierw­sze­go roz­dzia­łu. Ku­pi­łam ten za­bieg od razu: czy­tel­nik się­ga po książ­kę, za­czy­na czy­tać, co jest na okład­ce i już nie mo­że się ode­rwać. Nie­zwy­kły grzbiet, któ­ry po­ka­zu­je „w­nętrz­no­ści” opra­wy to na­praw­dę wy­god­na rzecz. Po­mi­mo tego, że okład­ka jest mięk­ka, to książ­kę otwie­ra się bar­dzo do­brze, stro­ny się nie za­my­ka­ją i książ­ka raz roz­ło­żo­na tak już bę­dzie le­żeć, do­pó­ki nie prze­rzu­ci­my ko­lej­nej stro­ny. Mój eg­zem­plarz jest też do­syć uda­ny, bo nie ma na grzbie­cie zbyt wie­lu gru­dek kle­ju. Dru­kar­nia Kno­wHow na­praw­dę wie, co robi.



1 komentarz :

  1. Zdecydowanie patent z rozdziało-okładką wart zapamiętania, pierwszy raz natykam się na coś takiego. Choć o samej książce, przyznaję, do dzisiaj nie słyszałem. Może jak skończę czytać "Do światła" Andrieja Djakowa poszukam o niej większych ilości informacji.

    Póki co, z Twojej dzisiejszej notki, krąży w mej głowie jedynie bardzo ogólnikowa myśl, porównująca "Cudowne Dzieci" do "Władcy much" Williama Goldinga - ale, szczerze, nie jestem jakoś specjalnie przekonany, że to ta sama "kategoria" ;).

    Pozdrawiam,
    Skryba.

    OdpowiedzUsuń