W ostatnią niedzielę otwarłam drzwi mojego krakowskiego mieszkania dla przyjaciół i znajomych, którzy – podobnie jak ja – są zapalonymi czytelnikami. Każdy przyniósł ze sobą kilka książek (3 lub 4) następnie na otrzymanej żółtej karteczkach post-it stworzył opisy przyniesionych publikacji. Po co? Chciałam znaleźć jakiś dobry sposób na powymienianie się książkami, poznanie tego, co czytają znajomi oraz podyskutowanie o książkach w dobrej atmosferze. I temu właśnie miał służyć Salon literacki panny Iny.
Opatrzone opisami książki zostały rozmieszczone na moim długaśnym stole i przystąpiliśmy do czytania. Każdy wybrał sobie jedną (nie swoją) publikację, znalazł wygodne miejsce do siedzenia (fotel, łózko, podłoga, balkon – gdzie kto sobie życzył) żeby przystąpić do czytania. Ja nastawiałam stoper na 30 minut, po których kończyła się runda czytania. Wtedy odkładaliśmy książki, przechodziliśmy do kuchni, żeby napić się mrożonej herbaty i opchać się tartą brokułową albo sałatką. Rozdział przestrzeni był ważny – zależało mi, żeby nikt nie zgłaszał zażaleń, że jego książka została zalana lub upaćkana.
Po półgodzinnej przerwie wracaliśmy do książek. W sumie udało się nam zrobić pięć tur. Różnorodność była spora – od Telementarza grupy Twożywo, przez indie komiksy, Kuczoka, Couto, Virginię Woolf po podręcznik warzenia piwa. Dużą popularnością cieszyły się Listy z podróży Čapka, John Dies at the End Davida Wonga, reportaże z Ameryki Łacińskiej Domosławskiego i komiksy o Batmanie. Pewna część książek była po angielsku – nikt z uczestników nie ma większych problemów z tym językiem, przeciwnie – jeden jest Amerykaninem, który co prawda ślicznie mówi po polsku, ale uroku przekładu Ćwiczeń stylistycznych Queneau nie byłby w stanie docenić. Nie brakło też naprawdę złej literatury (Śmierć nadjechała Fiatem, Czarnoksiężnik z Lemurii).
Spotkanie zakończyło się częścią biblioteczną. Zaopatrzona w kolorowe karteczki i pudełko (z ręcznie czerpanego papieru z Duszników-Zdroju) zanotowałam kto, od kogo i co pożycza. Ci, którzy książek nie oddadzą, ukarani zostaną zakazem wstępu na kolejne spotkania Salonu.
Zdjęcia robiła Aldona, z ukrycia. Ja byłam zbyt zajęta czytaniem i jedzeniem, żeby o tym pomyśleć.
Delibrium ❦
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.
!!!
OdpowiedzUsuńPo zastanowieniu: !!!!
OdpowiedzUsuńobiecuję być na następnym salonie :)
OdpowiedzUsuń