Delibrium  ❦ 
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.

czwartek, 14 czerwca 2012

Rzeczy, które robię z książkami

Czy­li kil­ka słów o mo­ich książ­ko­wych zwy­cza­jach.

1. Ku­pu­ję, bo ład­ne. Mam książ­ki, któ­rych ni­gdy nie prze­czy­tam (bo nie znam ję­zy­ka, bo są nud­ne) ale mu­sia­łam je ku­pić ze wzglę­du na wa­lo­ry es­te­tycz­ne. I od­wrot­nie – mie­wam pro­ble­my z ku­pie­niem książ­ki, któ­rą chcę prze­czy­tać, je­śli jest nie­chluj­nie zło­żo­na lub źle wy­dru­ko­wa­na.

2. Zdzie­ram ce­nę. Nie zno­szę, kie­dy cena jest przy­kle­jo­na do okład­ki. Więk­szy pro­blem sta­no­wią książ­ki z dru­giej rę­ki. Bu­ki­ni­ści ko­ło dwor­ca za­wsze na­kle­ja­ją swo­ją ce­nę na ce­nę ory­gi­nal­ną. Zdzie­ra­nie dwóch warstw kleu nie jest ła­twe. Naj­lep­sze pod tym wzglę­dem są książ­ki z Mas­so­li­tu – ceny ni­gdy nie są na­kle­ja­ne, ale wy­pi­sy­wa­ne ołów­kiem po we­wnętrz­nej stro­nie okład­ki. Nie czu­ję po­trze­by ich wy­ma­zy­wa­nia.

3. Czy­tam not­kę o au­to­rze i zu­peł­nie igno­ru­ję blur­by. Choć mam sła­bość do rze­czy z hi­sto­rią, a jak się nie­daw­no do­wie­dzia­łam, blur­by ma­ją swo­ją hi­sto­rię­, i tak ich nie czy­tam. Je­śli to po­wieść lub zbiór opo­wia­dań, to lu­bię wie­dzieć o fa­bu­le jak naj­mniej, a blurb za­wsze zdra­dza po­cząt­ko­wą jej część.

4. Roz­pra­so­wu­ję roz­kła­dów­ki. Wiem, że są lu­dzie, któ­rzy tego nie ro­bią (być mo­że jest ich na­wet więk­szość). Nie­któ­re książ­ki Ar­tu­ra albo Oli wy­glą­da­ją, jak­by ni­gdy nie by­ły czy­ta­ne. Ja za­wsze po otwar­ciu książ­ki prze­cią­gam dło­nią przez śro­dek roz­kła­dów­ki, że­by się le­piej otwie­ra­ła. I tak stro­na za stro­ną.

5. Ba­zgram. Pod­kre­ślam, sma­ru­ję po mar­gi­ne­sach. Dla­te­go lu­bię du­że, es­te­tycz­ne mar­gi­ne­sy. Ab­so­lut­nym hi­tem pod wzglę­dem ich roz­mia­ru by­ły Za­ślu­bi­ny Kad­mo­sa z Har­mo­nią­ wy­da­ne przez Znak. Nie, nie mam opo­rów przed „znisz­cze­niem” książ­ki. Prze­cież po to są mar­gi­ne­sy! Że­by by­ła prze­strzeń na pal­ce (trzy­mam książ­kę, a pa­lu­chy nie za­sła­nia­ją tek­stu, więc moż­na czy­tać) i na no­tat­ki. Cza­sem, kie­dy tra­fiam na iry­tu­ją­ce błę­dy, po­pra­wiam je, sta­wia­jąc zna­ki ko­rek­tor­skie. Ale ro­gów nie za­gi­nam. Za­wsze uży­wam za­kła­dek (a znam ta­kich, co po pro­stu za­pa­mię­tu­ją nu­mer stro­ny)

6. Po­rzu­cam, na rzecz in­nych. Wła­ści­wie za­wsze czy­tam kil­ka ksią­żek na raz, naj­le­piej z róż­nych dzie­dzin. Ja­kaś po­wieść, ja­kiś esej albo po­ezja, coś o di­zaj­nie. Ale za­wsze wszyst­ko koń­czę. Za­bi­ja mnie po­czu­cie obo­wiąz­ku.

Wa­sza ko­lej. Chcę po­znać cu­dze zwy­cza­je książ­ko­we.

Edit: Jeszcze jedno! Rozbieram je z obwolut. Projektowanie obwolut to wielka przyjemność – tworzenie różnych gier znaczeniowych po­mię­dzy okładką i obrolutą (jak ostatni Murakami Chipa Kidda), ale ich używanie to mordęga. Zsuwa się, wygina. Podobno w Dobrych Wy­daw­nictwach w Cywilizowanych Krajach obwoluta z definicji jest tymczasowa – przyciąga wzrok w księgarni, a potem jest wyrzucana, żeby ujawnić klasyczną, odporną na zmiany trendów oprawę.

9 komentarzy :

  1. Ja książki czytam, tak po prostu. Targam je ze sobą wszędzie, nawet kosztem drugiego śniadania i krzywego kręgosłupa.
    Zawsze jedną na raz, chyba, że mam na jakąś deadline. Na przyklad teraz na chwilę przerwałem GoT, żeby przeczytać Kłamcę. O bogowie, jakaż to zła książka. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam. Wącham. Przekładam z półki na półkę, żeby miały odpowiednie sąsiedztwo. Czasami nadgryzam. Czasami - nie. Recenzuję. Głaszczę. I mówię do nich... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdaję. Bardzo rzadko się przywiązuję, często zapominam, że jakąś książkę w ogóle posiadam, nigdy wiem, komu, co i kiedy pożyczyłam. Wiem, to dziwne u edytorki, ale nic na to nie poradzę, choć to stosunkowo nowy zwyczaj (chyba wziął się z tych całych przeprowadzek tu i tam). A wcale nie mam dobrej do książek pamięci, żeby się wymigiwać tworzeniem mentalnej biblioteczki!

    A jeśli nie rozdaję, to nie czytam (bo oddam dobrowolnie tylko coś, co już przeczytałam - chyba, że jestem przekonana, że nigdy do tego nie sięgnę, tak oddałam bez żalu zielonosowie wydanie "Vade-mecum", bardzo nietrafiony prezent). Tak było na przykład z "Widzieć/wiedzieć" (wstyd się przyznać chyba) albo z "Dziennikiem" Virginii Woolf. Ale fakt, że się ich permanentnie nie pozbyłam pozostawia nadzieję...

    Podpisuję. Zwykle na trzecież stronie czwórki tytułowej, bo wielu ludzi pomija tę pierszą; podpisuję zamaszyście, najlepiej czymś, co pisze atramentem (piórem albo jednym z tych lejących długopisów). Zbawienie, kiedy nasze książki zaczęły się mieszać, zwłaszcza, gdy było w mieszkaniu po kilka egzemplarzy paru tytułów.

    Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy czytam drugi raz. Tak, czytam. To przez tę słabą pamięć do książek, drugi raz wiele się nie różni od pierwszego. Choć z pewną rzewnością zauważyłam dziś, że czytając Pottera po angielsku, wciąż jestem w stanie przywołać te same zdania z pierwszego polskiego wydania w zasadzie słowo w słowo (co przeszkodziło mi, swoją drogą, kiedy miałam lat trzynaście przeczytać tom trzeci w oryginale, głos wewnętrznego Polkowskiego był zbyt silny) :-).

    Jeśli pożądana książka jest brzydka, szturmuję Google w poszukiwaniu innego wydania. Albo wersji na Kindle. Ale brzydką książkę kupię tylko w akcie ogromnej desperacji.
    Potrafię porzucić lekturę bardzo szybko, jeśli tłumaczenie mnie drażni. Albo ilość literówek, albo błędów składniowych, albo źle odmieniane zaimki. Zaprawdę, szewska pasja mnie czasem ogarnia na widok
    "go" zamiast "to" i innych podobnych [/offtopic].

    A poczucie obowiązku, tak silne w przypadku seriali, jakoś książek nie dotyczy. Kończę w zasadzie rzadko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o książki które czytam dla przyjemności, to podobno traktuję je jak śmieci - pozaginane rogi, wymięte okładki, ślady po rozgniecionym bananie z którym książka przeleżała dwa upalne dni w Holandii, to dość standardowe traktowanie. Dlatego pożyczone książki czytam bardzo wolno - robię to tylko w domu, kiedy szanse na to że im się coś stanie są względnie niskie.

    Czytam głównie w autobusach, tramwajach i między zajęciami.

    Czytam po kilkanaście pozycji naraz, czasem powyżej roku.

    Książki uczelniane i artykuły to inna historia - czytam je na ogół z ekranu, czasem drukując rozdział albo dwa, kreśląc, mnąc i używając większości wolnego miejsca.

    Wydanie, skład, okładka, jakość papieru nie mają dla mnie praktycznie żadnego znaczenia.

    Mam listę na której jest zapisane kto ma którą moją książkę. Mam też czarną listę osób, które nigdy więcej żadnej mojej książki nie dostaną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kupuję, czytam, rozdaję, porzucam. Stan mojego zasiedzenia w jednym miejscu można poznać po przyroście ilości książek. Jest kilkanaście takich, że razem ze mną wędrują do nowych miejsc - np. doszczętnie zaczytane "Wszystko czerwone" Chmielewskiej. Ostatnio Kindle ograniczył moje zakupy książkowe i teraz nawet z Bony (na Kanoniczej) potrafię wyjść bez książki (dla siebie, bo często wychodzę z książką dla kogoś). Czytam po kilka książek na raz, niektóre czytam latami, czasem się poddaję i nie kończę. Nie bazgrzę, nie podpisuję, nie zaginam rogów. Zdarza się, że czytam więcej niż raz, ostatnio czytam więcej rzeczy w oryginale (co prawda tylko te po angielsku) i fascynuje mnie to, że mimo czytania w obcym języku, mam wrażenie, że czytam po polsku. Generalnie lubię ideę książki, książek, księgozbiorów i L-przestrzeni jako takiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja na przykład mam teraz dużo książek w kartonach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooch. Masz też trochę książek poza kartonami — u mnie.

      Usuń
  7. 1. Kupuję, kiedy tylko mogę. Jakoś tak wychodzi, że najczęściej czytam książki, które chcę też mieć. Ostatnio nauczyłem się wykorzystywać zasoby Jagiellonki (gdzie najczęściej mam problemy ze zdobyciem suszy naukowej, ale zapasy literatury pięknej mają obfite), ale zawsze jakoś mi tak nieswojo. Między innymi dlatego, że często oddaję książki do biblioteki długo po terminie. Bez szczególnego powodu.

    2. Najczęściej zapamiętuję numer strony, dopiero uczę się korzystać z zakładek. Są bardzo użyteczne, ale dla mnie ciągle mało intuicyjne (bo trzeba szukać pod ręką czegoś, co by się na zakładkę nadawało).

    3. Zdarza mi się rozgrzebywać kilka książek i nie kończyć ich przez długi czas. Najczęściej jest tak, że im mniej mam czasu na czytanie, tym więcej książek zaczynam (potem motywacja do skończenia opada, na ich miejsce wchodzą nowe).

    4. Uczę się dopiero kreślić po książkach (tylko ołówkiem!). Podoba mi się myśl, że pożyczę komuś potem taką książkę i zatrzyma się przy miejscach, przy których ja się zatrzymałem.

    5. Podpisuję tylko książki ważne dla mnie, chcę zostawić ślad na tych, które zostawiły ślad na mnie. I na tych, które pożyczam jeszcze nie wypróbowanym osobom (czasem się zdarza).

    6. Porządkuję według intuicyjnego klucza. Niektóre książki sąsiadują ze sobą, bo są napisane przez jednego autora, inne, bo mają podobną tematykę (czasem podobieństwo opiera się tylko na luźnym skojarzeniu), czasami ze względu na kolor okładki. I to chyba tyle.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nałogowo kolekcjonuję. Rzadko kiedy oddaję. Kojarzę to co czytam, z tym co wokół mnie się dzieje, przywiązuję się więc do nich jak do zdjęć czy pamiątek. Wącham, uwielbiam zapach książek. Dotykam, nie znam się na tym, ale faktura czy grubość papieru, wyczuwanie tego, jest dla mnie miłym, zmysłowym doznaniem. Zaginam rogi, gdy przestaję czytać w danym miejscu. Nie wiem kiedy nauczyłam się tego złego nawyku. Wyczerpuję książki fizycznie: brudzę ("niechcący"), mażę, gniotę, żyją razem ze mną. I podoba mi się określenie "kosztem kręgosłupa".

    OdpowiedzUsuń