Powrót z kraju dziwnych znaków diakrytycznych. Zrobiłam bazylion zdjęć, więc relacja rozbita będzie na kilka notek. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że Norwegoa to jest kraj, w którym najprostsze rzeczy są zrobione o niebo lepiej. Człowiek ma ochotę fotografować kartony mleka i kubki z jogurtem, bo wyglądają dobrze.
Typografia rzuciła się na mnie bez ostrzeżenia już w akademikowej kuchni.
Interesująca wydała mi się nawet wczorajsza gazeta. (Pomijając fakt, że krzyżówka była Comic Sansem.)
Rano obudził mnie widok cudownej butelki po winie z wymianą zdań dwóch pingwinów: „Do you love me?” „How could I not?”.
Na początku miałam ochotę fotografować wszystkie „å” i „ø”, ale prędko okazało się, że to niemożliwe. Trafił się za to inny rarytas: nieznana w języku polskim ligatura „fj”.
Ale typografii przestrzeni publicznej trzeba będzie poświęcić osobną notkę :>
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz