Raport dla emigrantek. Wernisaż w fundacji razem z Aldoną i początkowo niechętnym Dominikiem. Nie było książek. Były kosztulki. Niestety, nie na sprzedaż.
Już sama aranżacja wystawy urzekała – na ścianie znalazłam ligaturę „ffi”! Urzekał też bufet (na życzenie udostępniam zdjęcia Dominika pijącego wódkę).
Na koszulkach przede wszystkim gościli klasycy. Hołd dla wielojęzyczności Plantina, miar Didota i Bodoniego.
Było kilka klasycznych typofilskich sucharów. Dla drugiego zdjęcia kontekstem obligatoryjnym jest Font Conference, rzecz jasna. Do drugiego muszę dodać cytat z „Miasta szaleńców i świętych”, aby suchar stał się stekiem: Łączy ona [czcionka] w sobie szorstki i chropowaty charakter twardego steku połączony ze strukturą ziemniaka; jej kamienny i uparty bukiet miesza się z wilgotną fakturą.
Nienawidzę ziemniaków, mięsa też nie jem.
Kilka koszulek zdawało się być wprost z dedykacją: Tomaszewscy (dla Pani Promotor oczywiście), Półtawski, Morris i Mistrz Leon (choć czuję się nieusatysfakcjonowana tą koszulką: brak buraka i – o zgrozo! – spacje przy pauzie między liczbami).
Futurę też miałam ochotę przeprojektować, bo choruję na zestawienie light+bold. Choć niektórzy twierdzą, że to passe... Za to kroje na znakach drogowych! Każdy kto widział „e” na polskich może już umierać z zazdrości.
Na zakończenie:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz