Jest taki obszar wspólny typografii i interpunkcji, na temat którego każdy zdaje się mieć swoje zdanie. Większość zasad ortograficznych zdaje się cieszyć sporym poważaniem. Jeśli zwrócimy komuś uwagę, że „ogurek” jest niepoprawny, to raczej nie będzie się upierał. „Ogurki” nie są też tak rozpowszechnione, jak chociażby zjawisko określane czasem jako prawicowy przecinek (przecinek stawiany po spacji i przyklejony do następującego po nim wyrazu), przecinek centralny, przyklejanie dywizu w funkcji myślnika do jednego z otaczających go wyrazów, spacja po cudzysłowie otwierającym czy kilka innych kuriozów. Ale i na to znajdą się zasady.
Ciągle zdarza mi się jednak walczyć o półpauzę, dywiz czy kreskę cyfrową. Powszechne użycie klawiatury komputerowej (a może już maszyny do pisania?) wyrugowało ze zbiorowej świadomości istnienie różnic pomiędzy tymi znakami. Trzeba tu zachować szczególną czujność, bo zdarzają się też fonty, w których te znaki są po prostu źle zaprojektowane, np. półpauza faktycznie zajmuje zbyt wiele miejsca. Jeśli jednak z krojem pisma wszystko jest w porządku, to problem powinien być stosunkowo łatwy do rozwiązania – można odesłać do Chwałowskiego, Wolańskiego lub innych, na szczęście coraz liczniejszych, źródeł. Problem polega na tym, że wśród szerokiej publiki książki te nie cieszą się takim autorytetem, jak chociażby słownik PWN. Być może dlatego, że słowniki traktuje się jak dzieła objawione, a nie teksty tworzone przez specjalistów. Zdarzyło mi sie też usłyszeć, że nie powinnam pouczać klientów: niech mają tak, jak chcą. Kuriozalna sytuacja, która jednak dobrze pokazuje, że pewne obszary typografii i interpunkcji są traktowane jako kwestia upodobań, a nie przedmiot regulacji.
Z drugiej strony typografia stała się w ostatnich latach na tyle modna, że wiele osób deklaruje zainteresowanie nią. Zatem obok wyznawców prawicowego przecinka rośnie też grupa osób świadomych podstawowych zasad. Często jednak zasady są przyswajane bez konkekstu, w którym powstały. Nic więc dziwnego, że po takiej „edukacji” człowiek może nie zwracać uwagi na szarość tekstu, nie rozpoznać stylizacji na jakąś epokę, ale da się pokroić za brak sierot i wdów. Jeśli ktoś kiedyś prosił Was o wstawienie ligaruty „fi” w tekście złożonym Courierem czy innym pismem o równych szerokościach znaków, to wiecie, jak irytujące może być upieranie się przy przy (źle rozumianych) zasadach.
Rozwiązanie jak zwykle leży gdzieś po środku. Zasady mają służyć czytelności i działać na korzyść projektu. Należy się ich trzymać, ale też na każdym kroku warto sobie zadawać pytanie, skąd wzięła się dana reguła i jaki jest jej cel. Coraz częściej, by przekonać kogoś co do słuszności jakiejś decyzji, staram się wyjaśnić dlaczego coś wygląda właśnie w ten sposób, a coraz rzadziej wskazuję konkretną regułę. Może trochę ze strachu, że kiedyś te reguły obrócą się przeciwko mnie.
Delibrium ❦
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.
Przecinek prawicowy - cudna nazwa. Jeszcze nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńW przedostatnim akapicie uciekła Ci litera "a" ze słowa "zwracać" :-)
Czytelnicy tacy czujni! Dziękuję, już poprawiam.
UsuńŚwietny blog!
OdpowiedzUsuńMożesz zdradzić jakiej czcionki używasz na stronie?
Pozdrawiam
Dzięki! Blog korzysta z digitalizacji jednego z pism używanych przez Johna Fella: http://iginomarini.com/fell/
Usuń