Właśnie się zorientowałam, że od czasu naszej epickiej wyprawy do Oslo, która pozbawiła uczestników tejże środków do życia na miesiąc, minęło już pół roku, a ja ciągle mam na dysku zdjęcia, których nie upubliczniłam. Czas nadrobić.
Właśnie się zorientowałam, że od czasu naszej epickiej wyprawy do Oslo, która pozbawiła uczestników tejże środków do życia na miesiąc, minęło już pół roku, a ja ciągle mam na dysku zdjęcia, których nie upubliczniłam. Czas nadrobić.
Z serii „Książki mają swoją historię”. Jakiś czas temu moja promotorka na indianistyce pożyczyła mi książkę, będącą monografią tekstu, na którym pewnie w dużej mierze oprę swoją pracę magisterską. Kiedy przekazywała mi opasłe, ciemnozielone tomiszcze zastrzegła, że ma ono dla niej wielką wartość – nie tylko ze względów merytorycznych, ale i sentymentalnych. Otóż moja promotorka dostała ów tom zaraz po tym, jak obroniła swój doktorat w Wiedniu od swojego promotora, który zaś dostał ją w podobnych okolicznościach od swojego opiekuna naukowego i jednocześnie autora książki. Pomijam już fakt, że to opracowanie Śringaraprakasi przeorało mój mózg, ale to też zwyczajnie bardzo ładne wydanie.