Kiedy babcia podarowała mi małą jukkę, postanowiłam zabrać z domu rodzinnego książkę, której nigdy nie otwierałam, choć stała na półce od niepamiętnych czasów (czyli od początku lat dziewięćdziesiątych). Mieszkamy wśród kwiatów miało mnie jedynie nauczyć, jak nie zabić babcinej jukki i kupionego niedawno koleusa. Okazało się jednak, że może mnie też nauczyć sporo o typografii.
Na początku zupełnie nie zwróciłam uwagi na skład. Dopiero po kilku szybko przeczytanych rozdziałach dotarło do mnie: to się czyta nadzwyczaj dobrze. Zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę, że całość złożona jest helvetiką, a niektóre strony w całości drukowane są na zielono. Żeby dowiedzieć się, dlaczego tak jest, a także żeby przygotować się do nadchodzących warsztatów na TypoLubie, postanowiłam odtworzyć makietę książki.
Sama struktura tekstu jest dosyć skomplikowana. Tekst dzieli się na dwie zasadnicze części: (1) obszerne wprowadzenie dotyczące roli roślin w naszym życiu oraz metod hodowli, przesadzania i rozmnażania oraz (2) leksykon kwiatów domowych wraz ze szczegółowymi informacjami, takimi jak pochodzenie, miejsce uprawy, podlewanie itd. W każdej części są trzy rzędy tytułów, do tego ilustracje (ryciny i kolorowe zdjęcia) wraz z podpisami oraz coś w rodzaju lidu w części leksykonowej. Na początku spis treści, na końcu dodatki i indeksy. Całość w okolicach B5 (168x224).
Zaskoczyło mnie, że do uporządkowania tak zawiłej struktury wystarczyła tak ograniczona ilość środków. Jeden krój pisma i – w przeważającej większości – tylko dwa jego stopnie. Całość podzielona na trzy łamy. Leksykon składany w trzech łamach drobniejszym pismem (siódemką, nikt by mi nigdy nie pozwolił nic złożyć siódemką, a to wygląda tak dobrze!). Wstępy składane większym stopniem (dziewiątką) zajmują szerokość dwóch łamów leksykonu. Dokładnie tak samo wyglądają leksykonowe lidy, co daje fantastyczne poczucie spójności.
We wstępie rozkład tytułów wygląda następująco: (1) 20pt, (2) 15pt, (3) 9pt i światło. W leksykonie układ jest taki: (1) tytuł – 13pt bold, (2) lid – 9pt, (3) śródtytuł – 9pt. Do tego pojawiają się jeszcze wyróżnienia w postaci odmiany grubej w pierwszym słowie lub zdaniu akapitu. Podpisy pod ilustracjami to znów 7pt wyróżnione jedynie światłem. Paginacja – 9pt. Przede wszystkim wykorzystywane są więc obecnych już w tekście głównym stopnie pisma, czyli siódemka i dziewiątka. Dopiero kiedy ich możliwości zostaną wyczerpane (bold, światła) sięga się po inne.
Główną siłą tego projektu jest rozsądne wykorzystanie świateł do oddzielania poszczególnych całostek. Układ oparty na trzech łamach pozwala też na wygodne rozmieszczanie ilustracji. Ich wysokość bywa różna, ale szerokość zawsze dostosowana jest do szerokości łamów.
Przy odtwarzaniu makiety zauważyłam też, że skład jest bardzo luźny. Widać to szczególnie w części leksykonowej, gdzie wiersz obejmuje zwykle 36–40 znaków. Dzięki stosunkowo dużym odstępom pomiędzy międzyznakowym i międzywyrazowym interlinia, którą inaczej pewnie uważałabym za nierozsądnie wielką, wydaje się zbalansowana, a poszczególne kolumny nie odcinają się jako zbyt ciemne w stosunku do otaczających je świateł.
Jest jeszcze wiele innych problemów, które warto by poruszyć, m.in. schodzenie się dwóch użytych w składzie interlinii, wykorzystanie koloru (bardzo ciekawe, a może i ekonomiczne: część składek jest drukowana wyłącznie zielenią) oraz dodatki i indeksy, które ściśle trzymają się dotychczasowych środków wyrazu, a jednocześnie są łatwe do odróżnienia od reszty tekstu. Ale może wspomnę tylko, że na frontyspisie jest zdjęcie z kotem.
Delibrium ❦
blog Kariny Graj poświęcony książkom, drukarstwu oraz rzeczom pięknym. Z wyraźnym upodobaniem do typografii klasycznej oraz rzemiosła.